Wizyta w KTO na Słonecznych chłopcach to prawdziwa przyjemność, odczuwana na wielu poziomach. To inteligentna rozrywka ubrana w prozaiczne, ale prawdziwe mądrości, pozwalająca spotkać się z wybornymi aktorami i świętować razem z nimi ich jubileusz.
Jak w najlepszych sztukach komediowych – jest śmiesznie, inteligentnie i błyskotliwie, ale także gorzko, nostalgicznie i refleksyjnie. Wielka w tym zasługa reżysera, nienachalnej scenografii Marka Brauna i integralnych kostiumów Jolanty Łagowskiej. A przede wszystkim aktorów.
W utkanej z delikatnością, zabawną, ale i poruszającą w swoim tragizmie kreacją Willy’ego, Piskorz pięknie poprowadzony przez Szumca, w tragikomicznej formie pokazuje doświadczenie aktora w ogóle i własne doświadczenie w szczególe. Oto wieczny niedosyt wpisany w aktorską profesję, tęsknota za czymś więcej, czymś nigdy nieosiągalnym, bo przecież świadomy aktor, a Piskorz jest aktorem wybitnie świadomym, wie dobrze, że spełnienie w tym zawodzie nie jest możliwe. Patrzyłem na Willy’ego-Piskorza i widziałem jego Jo-Ja z Chłopców, Starca z Wyzwolenia, Bosego z Mistrza i Małgorzaty, Kessela z Lunatyków, Oronta z Mizantropa, Chochoła z Wesela, Clova z Końcówki, Dąbrowskiego z Nocy Listopadowej… Swinarski, Korzeniewski, Wajda, Jarocki, Lupa, Kutz, Zioło… Leszek Piskorz: całe życie w teatrze. Słoneczny chłopiec, księżycowy mężczyzna. Aktorstwo to blask.Łukasz Maciejewski, miesiecznik.krakow.pl
Nieczęsto zdarza się oglądać dobrą komedię – taką, która nie jest przesadzona i nie ociera się o kiepską farsę, z jednej strony bawi, a z drugiej wywołuje refleksję. Wizyta w KTO na Słonecznych chłopcach to prawdziwa przyjemność, odczuwana na wielu poziomach. To inteligentna rozrywka ubrana w prozaiczne, ale prawdziwe mądrości, pozwalająca spotkać się z wybornymi aktorami i świętować razem z nimi ich jubileusz. Jest też okazją do spędzenia miłego wieczoru w kameralnej przestrzeni, w bezpośrednim kontakcie z teatrem, a nie jak przez długi czas, za pośrednictwem ekranu komputera.Wiola Imiolczyk, e-teatr.pl
Tym razem blisko dwugodzinny spektakl mija niczym mrugnięcie okiem. Duża w tym zasługa humoru, którym wprost ocieka. Panowie nie szczędzą sobie uszczypliwości, a my oglądamy je z wypiekami na twarzy, śmiejąc się do rozpuku. Sztuka nie jest jednak pozbawiona krzty refleksji dotyczącej przemijania. Jak widać, to przepis na świetną zabawę.Monika Matura, kulturatka.pl
We wspólnej produkcji Teatru KTO i Teatru Miejskiego w Lesznie, Leszek Piskorz i Jacek Strama świętują jubileusz 50-lecia pracy artystycznej. Będzie to ich pierwsze spotkanie na scenie od czasu wspólnych studiów w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej.
Jak zaznacza reżyser Paweł Szumiec, to tekst, za który warto się brać, tylko mając do dyspozycji wytrawny duet aktorów z wielkim bagażem doświadczeń, wciąż chorych na teatr.
Willy Clark (Leszek Piskorz) i Al Lewis (Jacek Strama) przez dziesięciolecia wspólnie bawili publiczność skeczami, których energię podsycały ich niełatwe relacje. Od lat skłóceni, nie rozmawiają ze sobą. Kiedy pojawia się propozycja powrotu na ukochaną scenę z ich popisowym numerem sprzed lat – znowu muszą, mimo wzajemnych animozji, spędzić ze sobą trochę czasu.
Bohaterowie sztuki, to wielcy aktorzy w jesieni życia, wciąż głodni teatru, z ogromnym i pięknym teatralnym doświadczeniem, kolorytem epoki, która wraz z nimi odchodzi, zastępowana przez nowe trendy, mody, style i pokolenia. Ulotność tego odchodzącego teatralnego świata chciałbym choć na moment ocalić. Z wielką czułością myślę o ludziach teatru, o tym najstarszym pokoleniu teatralnej rodziny, pełnym jeszcze energii, apetytu na prace – ten tekst wydaje się właśnie im dedykowany – podkreśla reżyser.
Sztuka Neila Simona stworzona u szczytu jego kariery doczekała się wielu znakomitych adaptacji filmowych i teatralnych na całym świecie, z których warto wspomnieć choćby film Johna Ermana z 1996 roku z Peterem Falkiem w roli Willy’ego oraz Woodym Allenem w roli Ala oraz londyńską adaptację w reżyserii Thei Sharrock z 2012 roku z Richardem Griffithsem w roli Ala oraz debiutującym na West Endzie Danny’m DeVito.